Zamek w Hunedoarze 1.08.2012
Hunedoara przywitała nas w bardzo
przemysłowej atmosferze. Na trasie do zamku zobaczyliśmy stare, wyglądające na
opuszczone, fabryki. W przewodniku doczytałam, że to pozostałości po hucie
żelaza, jednej z największych tego typu w Rumunii. Podobno obecny właściciel chce
przekształcić to miejsce w atrakcję turystyczną. Efekty mogą być naprawdę
interesujące ;)
Nie wiem, jak prezentuje się centrum
miasta, ale jego obrzeża naprawdę przerażają… Zamek w takim miejscu wydaje się
„lekko niedopasowany”, ale jest, stoi, można go zwiedzać. Ceny przystępne,
bilet studencki = jakieś 5 Lei. Twierdza z zewnątrz sprawia imponujące
wrażenie. Byłoby ono jeszcze lepsze gdyby a) akurat nie było remontu i b)
parking nie był usytuowany pod samym mostem prowadzącym do zamku… Zaparkowane
auta zrujnowały możliwość zrobienia porządnych zdjęć :(
Do zwiedzania udostępniony został
dziedziniec zamku oraz niektóre pomieszczenia. Nie zobaczymy tu jednak zbyt
wielu eksponatów, musimy nacieszyć się starymi murami i przestronnymi salami :) Te większe robią
naprawdę fajne wrażenie :) Myślę, że z tego miejsca da się zrobić prawdziwą atrakcję turystyczną, taką z
przewodnikiem i porządną ekspozycją. Widać, że wszystko idzie ku dobremu, więc
trzymam kciuki. Na razie jest na +3 ;)
Timisoara 1-2.08.2012
Ostatnim odwiedzonym przez nas miejscem
była Timisoara. Miasto duże, wielokulturowe i przede wszystkim uniwersyteckie.
Dało się to odczuć choćby z jednego względu: w końcu mogliśmy dogadać się po
angielsku! Tej możliwości nie mieliśmy w pozostałych miejscach. Dla przykładu,
kiedy w Braszowie zapytałam kelnerkę, czy mówi po angielsku, popatrzyła na mnie
jakbym oszalała i pokręciła głową :D Możliwość rozmowy z miejscowymi pozwoliła
nam odkryć ciekawe miejsca, ale o tym za chwilkę :)
Zwiedzanie zaczęliśmy od wielkiego Placu
Zwycięstwa. Warto spędzić tu chwilkę, wypić kawę lub zjeść obiad w jednej z licznych restauracji
i nacieszyć oczy starymi kamienicami :) Nam trafił się jeszcze jeden bonus. Byliśmy świadkami tradycyjnego mycia
kamieni, które odbywa się z okazji pełni księżyca. Do końca nie wiemy, skąd wziął
się taki zwyczaj, ale według miejscowych ma gwarantować szczęście :)
Kolejnym miejscem, które
zdecydowanie trzeba zobaczyć jest Plac Unii. Swoją nazwę zawdzięcza
koegzystencji 2 świątyń odmiennych religii, stojących na jego przeciwnych
stronach. Jedna to siedziba metropolity prawosławnego, druga zaś serbskiego
kościoła episkopalnego. Plac robiłby na pewno przyjemniejsze wrażenie, ale
remonty odebrały mu część uroku ;)
2 powyższe place i okalające je uliczki to główne atrakcje miasta, ale my chcieliśmy czegoś więcej ;) Kiedy zapytaliśmy miejscowego
barmana o fajne miejsce poza centrum, polecił nam barki
zacumowane przy kanale Bega. Nie wiem, czy trafilibyśmy tu samodzielnie, a tak udało
nam się zobaczyć coś poza starówką. Nad kanał warto zajrzeć zarówno w nocy -imprezowe życie tętni tak, że ludzie w przypływie emocji wskakują
spontanicznie do wody :P, jak i w dzień – park to przyjemne miejsce, żeby
zaznać trochę cienia w czasie upału.
Dodatkową zaletą miasta jest fakt, że nowoczesność i młodość wyraźnie się w nim zaznaczają. Takie przykłady street artu i niekonwencjonalnej reklamy zwróciły moją uwagę:
A na co warto uważać w mieście? Na hotel
Aran(/m)is :P W tym momencie nie widzę go już w serwisie booking.com i chyba tak jest
lepiej. Jeśli to miejsce można nazwać hotelem to tylko hotelem robotniczym.
Wchodząc do naszych pokojów mijaliśmy mężczyzn w podkoszulkach na ramiączkach
palących papierosy, pijących piwo i grających w karty :P Sam pokój gwarantował inną atrakcję:
okno łazienki wprost na korytarz. A żeby było jeszcze śmieszniej to „hotel” był
połączony z piekarnią, więc piekarze spacerowali sobie spokojnie po jego
recepcji :D Ten nocleg chyba jako jedyny pokazał nam „zakazaną” stronę Rumunii
:D Wszystkie inne wspominam na zdecydowany plus :)
W Timisoarze kończyliśmy naszą
przygodę z Rumunią. Niestety. A chciałoby się więcej… Jeśli komuś z Was marzy się
podróż do tego państwa, sugeruję decydować się na nią wcześniej niż później ;)
Widać, że ludzie przestają obawiać się tego państwa i wybierają go jako cel wakacji. Duża ilość turystów na pewno w jakiejś części zaburzy jego
naturalną, wyjątkową atmosferę. A przecież fajniej poznać, to co mniej odkryte
niż podążać utartymi szlakami ;) No to w drogę? ;)
A tak poza tym…
Chciałabym z przyjemnością ogłosić,
że za 2 tygodnie wylatuję na kilka dni do Włoch. W planach mam 1 noc w Bolonii,
później udaję się pociągiem do Rimini, a stamtąd zrobię krótki wypad do San
Marino :) Cieszę się niezwykle, bo po pierwsze, uwielbiam koncepcję Włoch i od dłuższego czasu
moim marzeniem było je odwiedzić. Po drugie w końcu przedstawię tu kosztorys jakiegoś wyjazdu. Całość zapowiada się dosyć oszczędnie, więc będę miała
okazję, żeby się popisać ^^
Wszystkie wskazówki dot. powyższych miejsc docelowych są oczywiście mile widziane:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz