sobota, 25 października 2014

Paris is always a good idea...

"Paris is always a good idea" mawiała ponoć Audrey Hepburn. I ciężko się z nią nie zgodzić. Paryż kusi zabytkami, muzeami i atmosferą. Niby sztampowy i według niektórych przereklamowany, ale nie sposób mu się oprzeć. I ja na pewno tego nie zrobię! Uwaga, uwaga - tak, udało się! Zaplanowałam (w końcu) kolejną podróż i już niedługo będę mogła rozkoszować się stolicą Francji :) Mój podróżowy głód był już naprawdę dość potężny, więc cieszę się, że w końcu będę mogła go zaspokoić. I to w takim miejscu :)

Do wylotu pozostały tylko 2 tygodnie, a ja poprzez całe życiowe zagonienie nie wzięłam się jeszcze za porządne planowanie. Na zwiedzanie nie będę miała zbyt dużo czasu bo 3 (prawie) całe dni. Tym razem jednak nie chcę gnać jak szalona od zabytku do zabytku. Owszem, wszystkie 'must see' znajdą się pewnie na mojej liście, ale chciałabym odpocząć i po prostu chłonąć atmosferę miasta. Mam nadzieję, że się uda :) 

Będzie pięknie, będzie cudownie ;)

Radość związana z planami to jedna motywacja do napisania tego wpisu. [Skoro podzieliłam się z Wami frustracjami, pomyślałam, że dobrą energię również tu umieszczę ;)] Inna jest taka, że do czasu wyjazdu muszę sfinalizować kupno aparatu fotograficznego. Miałam na to naprawdę sporo czasu, ale oczywiście odkładałam, odkładałam i tak wyszło, że mam jeszcze sporo wątpliwości, a decyzję podjąć trzeba. W związku z tym wszystkie dobre dusze zainteresowane fotografią pytam: co myślicie o modelu Lumix G5? Chciałabym pójść bardziej w fotografię, ale na razie żaden ze mnie profesjonalista, więc trochę boję się lustrzanek. Podobno bezlusterkowce to dla nich dobra alternatywa. Macie z nimi jakieś doświadczenia? Będę wdzięczna za wskazówki ;) 

A jakbyście mieli jakieś na temat zwiedzania Paryż to oczywiście je też chętnie przyjmę! Lecę śnić o Paryżu! Dobranoc :)


sobota, 20 września 2014

Podróżowy głód! I to niemały ;)

Nie wierzę, że lato się kończy. Nie wierzę, że nigdzie nie podróżowałam od początku czerwca. Nie wierzę, że rzeczywistość wygląda jak wygląda... 

Siedzę i widzę, co dzieje się za oknem - pada, jest szaro, ponuro i ble. Chcę gdzieś wyjechać, chcę żyć planowaniem podróży, chcę mieć nadzieję :) Teraz z nią u mnie kiepsko... 

Szczerze, to myślałam, że jakoś w tym właśnie czasie, w połowie września będę grzać się w Grecji, może w Czarnogórze. Na to czekałam. Nadzieje okazały się płonne z różnych względów. Przygniotło mnie życie, przygniotła mnie praca ;) Jestem w tym momencie w takim stanie, że gdyby ktoś znajomy powiedział: "Chodź, za tydzień pojedziemy do xyz!" to biorę najpotrzebniejsze rzeczy i jadę. Jestem na podróżowym głodzie i już nie mogę tego wytrzymać! Macie na to jakąś radę? Nie mogę znieść tego gniecenia w dołku na samą myśl o poprzednich wyjazdach oraz tych nieodbytych. Widzę zdjęcia znajomych z wakacji i zżera mnie czysta, wredna zazdrość - też tam chcę - gdziekolwiek... 

Proszę, poradźcie co tu ze sobą zrobić bo czuję jakby zaraz miał mnie trafić naprawdziwszy szlag ;)

Z poważaniem,
Wasza Talia

Czarnogóro, tęsknię za Tobą :(

sobota, 23 sierpnia 2014

Kto powinien pisać blog podróżniczy - przemyśleń kilka

Natknęłam się ostatnio na artykuł na portalu Gazeta.pl, taki oto ten. Myślę: "o, temat o blogach podróżniczych, poczytam sobie!" Zaczyna się nieźle, zagłębiam się dalej, aż tu nagle takie oto stwierdzenie: 

"Podróżować jest łatwo, pisać o tym w zajmujący sposób potrafią już tylko nieliczni. Tymczasem wydaje się, że tendencja jest odwrotna - niemało blogerów podróżniczych uważa, że wyjazd na wakacje na Rodos bez biura to wyczyn, który w ich ujęciu interesuje pół Polski. A tak nie jest." 

Potem, jest o tym, że są blogi zajmujące, ciekawe, takie które chce się czytać, odkrywać itd, itp. I powiem szczerze uderzyło mnie to: czemu autorka artykułu wyznacza, kto może się dzielić swoimi przeżyciami a kto nie? Rozumiem, że podroż na Rodos czy chociażby moje do Włoch/Hiszpanii/itd. to nie podróże godne Tomka Michniewicza. Ale mogą to być podróże ważne, zmieniające poglądy czy po prostu fajne wydarzenia, którymi ktoś chce się podzielić. Nie każdy może pozwolić sobie na wycieczkę dokoła świata, egzotycznych krajów czy do Puszczy Amazońskiej. I nie mówię tu o kwestiach finansowych, bo te wiadomo zawsze da się jakoś rozwiązać. Myślę o lękach, obawach, niemożności opuszczenia domu na dłużej przez rzeczy od których nie można uciec. I jeśli ktoś decyduje się nawet na podróż bliską, ale taką którą przekracza własne granice to nie widzę powodu dla którego nie mógłby tego opisać. Czymś trzeba się w życiu chwalić, gdzieś trzeba to robić - czemu nie na blogu? Nie każdy przecież musi być mega profesjonalny, nie każdy musi przynosić zysk, prawda? 

Oczywiście, ciężko nie zgodzić się z tym, że nie wszyscy blogerzy piszą poprawnie, może nie każdy zamieszcza świetne zdjęcia, ale jak nauczyć się robić coś dobrze bez praktyki? No jak? I w tym temacie przypomniał mi się inny tekst, a z niego cytat, mojego wykładowcy, Bartłomieja Dobroczyńskiego: 

"Jeśli ktoś, obojętnie, czy ma wenę, pomysł, czy nie, będzie codziennie dwie godziny pisał czy pracował nad tekstem naukowym, a ktoś inny będzie czekał na natchnienie, to ten drugi przypuszczalnie, poza bardzo nielicznymi wyjątkami, niczego nie osiągnie, a ten pierwszy przynajmniej dobije się warsztatu. Nauczy się różnych rzeczy i będzie na lepszej drodze, żeby coś napisać, niż ten, kto tylko snuje marzenia."

Dlatego uważam, że ćwiczyć warto, warto próbować, warto się uczyć, nawet jeśli nie od razy wychodzi. I nie wiem czemu ktoś miałby nam tego odmawiać :) 

(Powyższy cytat pochodzi z tego wywiadu, który tak na marginesie gorąco Wam polecam.)

No to jak? Pisać czy nie pisać taki lekko pierdołowaty, mało poczytny blog o niewyszukanych podróżach? Jestem bardzo ciekawa jaka jest Wasza opinia na ten temat! :)


sobota, 16 sierpnia 2014

Warszawa - post z innej czasoprzestrzeni

Warszawa 6-8.06.2014

Czuję, jakby to było tak dawno temu, zupełnie w innej czasoprzestrzeni, w innym wymiarze, w odległych czasach do których nie da się wrócić. Ale do rzeczy - minęły dwa miesiące, a ja jakoś nie mogłam zebrać się, żeby cokolwiek napisać o mojej ostatniej podróży. Bo głupio jakoś opowiadać o mieście (stolicy w końcu!), które pewnie niejedno z Was zna lepiej niż ja. Postanowiłam więc nie rozpisywać się za bardzo, a pokazać, to co wyszło najładniejsze... Ja pokażę, a Wy może coś powiecie ;)

I tylko jedno: to miasto albo się kocha albo nienawidzi. Kiedy do niego wjeżdżałam, wiedziałam, że nie będzie jednym z moich ukochanych. Teraz chciałabym do niego po prostu wjechać jeszcze raz, tak jak wtedy... 




Łazienki bez zdjęcia wiewiórki? Mowy nie ma! :)





W takim zakątku znajduje się najwęższa kamienica w mieście.

A oto i ona :)




Zielony Wilanów :)


sobota, 26 lipca 2014

Praca, brak czasu i kot!

Ile mnie tu mnie było! Szok! Czas leci tak szybko, a ja zupełnie nie mam czasu, żeby siąść i czymkolwiek się z Wami podzielić. Dopadło mnie dorosłe życie i praca. Nie narzekam i bardzo ją lubię, ale to nie zmienia faktu, że zupełnie ostatnio nie mam siły popisać czegokolwiek kiedy wrócę do domu ;) Widzę jednak, że ktoś tu od czasu do czasu zagląda, dlatego melduję: żyję, mam się dobrze, choć wyjazdów w ostatnim czasie organizowałam zdecydowanie mniej :( Była Warszawa (z której zdjęcia na pewno się tu znajdą), Cieszyn, Rabka. Jak tylko znalazło się trochę czasu były więc małe wycieczki :) Coś większego i bardziej spektakularnego chodzi mi dopiero po głowie ;) Ale oprócz tego coś innego zajmuje sporo moich myśli... 

Kot! Tak, mam małego kociaka :) W zeszłym tygodniu ktoś podrzucił go na podwórko moich rodziców. Na początku rozważaliśmy oddanie go jakiejś miłej osobie, ale tak się z nim zżyliśmy, że zostaje u nas :) Jest śliczny, skoczny i naprawdę pocieszny. Niestety uwielbia też gryźć a ja zupełnie nie wiem jak go tego oduczyć. Macie pomysły? Przyjmę też inne rady na temat wychowania malucha bo na wychowaniu czegokolwiek słabo się znam ;)

Cześć! Jestem słodki ;)

Jak widzicie u mnie coś tam się dzieje. Szkoda tylko, że podróże na tym cierpią. Ale mam nadzieję, że już niedługo do nich wrócę. No i do regularnych wpisów :) Pozdrawiam wszystkich, którzy jeszcze ze mną są :)

czwartek, 12 czerwca 2014

Chorwacja - trochę ciekawostek i rad

Cro Trip - 26.04-3.05.2014

Opisałam już całą moją chorwacką przygodę, ale nie chciałabym zostawiać tak długiego cyklu bez pożegnania :) Pomyślałam, że fajnie będzie przedstawić Wam kilka ciekawostek i rad, które przychodziły mi na myśl, gdy tworzyłam poprzednie notki. 

Czarne risotto
O tej potrawie czytałam jeszcze przed wyjazdem, ale jakoś nie mogłam skusić się, żeby ją zamówić. Zrobiła to na szczęście moja koleżanka i dzięki temu mogłam zobaczyć jak to cudo wygląda. Czarne risotto to ryż, który swoją barwę zawdzięcza dodaniu mątwy i jej atramentu. Potrawa jest ponoć bardzo dobra, ale też tłusta - więc dla wrażliwszych żołądków w ogóle nieodpowiednia...  Jeśli jednak zdecydujecie się ją zamówić, pamiętajcie o zrobieniu sobie zdjęcia! Wasz język zabarwi się na czarno i będzie wyglądał wyjątkowo zabawnie :)



Rybka vs Mięcho
Dania z ryb i owoców morza są w Chorwacji bardzo często spotkane. Co jeśli ktoś nie toleruje tego typu przysmaków? Nie ma co się martwić :) W każdej knajpie obowiązkową pozycją w menu były typowe bałkańske smakołyki: cevapici i pljeskavica. To nic innego jak mięso mielone, dobrze doprawione, przybierające kształt odpowiednio kiełbasek lub rozklepanego kotleta. Idealny wybór dla mięsożerców :)



Bronhi = anyżek
Oglądając sklepowe półki ze słodyczami, praktycznie w każdym sklepie widziałam czarne opakowanie cukierków. Niby napis głosił, że będą czekoladowe z ziołowym ekstraktem, ale w życiu bym się nie spodziewała, że tym ekstraktem będzie anyżek... Ble! Nikt nie chciał ich jeść, nikt! A jeśli ktoś dał się namówić, żałował :P Także gdybyście chcieli skusić się kiedyś na cukierki Bronhi, pamiętajcie, że są naprawdę mocno anyżkowe ;)

Najdrożej w stolicy?
Stolice państw to często miasta, w których żyje się najdrożej, koszty utrzymania wzrastają, a restauracje windują ceny. W Chorwacji jest inaczej. Zagrzeb to najtańsze miejsce w Chorwacji, w jakim dane nam było się stołować :)  Także jeśli odpoczywać to nad morzem, jeśli jeść to tylko w Zagrzebiu ;)

A może da się trochę taniej?
W moim przewodniku stanowczo odradza się prób targowania. Ja spotkałam się z dwiema różnymi reakcjami na takie wysiłki. Pozytywną na targu w Trogirze, kiedy chłopakom wspólnie udało się kupić taniej 2 oliwy. Z negatywną w Splicie, gdy dwie Japonki próbowały obniżyć ceny lawendowych wyrobów, a sprzedawca twierdził (wręcz krzyczał) że taniej to się już nie da. Wychodzi na to, że próbować można, bo wszystko zależy od osoby stojącej za ladą. Trzeba być jednak przygotowanym na możliwą impulsywną reakcję ;)

Bośnia tak, ale nie w święta

Jesteście w Chorwacji i macie ochotę na mały wypad do Bośni? Nie organizujcie go w święta wolne od pracy! W tym czasie wiele przejść granicznych nie obsługuje ruchu, czynne są jedynie te większe. Nam fuksem udało się w drodze powrotnej uniknąć czekania, ale kilkukilometrowa kolejka z Bośni do Chorwacji, którą mijaliśmy przerażała...

Lodowe rozczarowanie
I na koniec coś co mnie zaskoczyły na minus - lody. Podobno Chorwacja słynie z tego przysmaku, ale... Czy aby na pewno? Na nas lody nie zrobiły większego wrażenia, wydawały się być płytkie w smaku i mało śmietanowe... Hmm, może sława chorwackich lodów to po prostu dobry zabieg marketingowy? ;)

Szkoda mi się żegnać z Chorwacją bo mega miło było wspominać wszystkie chwile. Mam nadzieję, że zarówno ten post jak i poprzednie z cyklu 'Cro Trip' przypadły Wam do gustu ^^ Ze swojej strony gorąco polecam Chorwację, ale niekoniecznie w czasie typowo wakacyjnym. Wiadomo, każde miejsce traci, gdy trzeba się przeciskać koło innych ludzi i walczyć o swoją przestrzeń ;) Tak czy owak, polecam, a jeśli planowalibyście wyjazd i mielibyście jakieś pytania, chętnie pomogę w ramach swojej wiedzy :) W końcu wakacje się zbliżają i trzeba myśleć o jakimś mały urlopie, prawda? :)  

czwartek, 5 czerwca 2014

Z Chorwacji do Bośni - Pocitej i Wodospady Kravica

Cro Trip - 26.04 - 3.05.2014

Widzieliśmy, że to przesądzone. W czasie poprzedniego bałkańskiego tripu złapaliśmy bośniackiego bakcyla i pobyt w Chorwacji po prostu nie mógł być udany bez wypadu do Bośni i Hercegowiny.  To państwo ma w sobie coś, co sprawia, że chce się tam wracać. Ludzie, klimat, przyroda. Wszystko jest magiczne. Nie pamiętam już jak, ale szukając ciekawych miejsc szczęśliwie znalazłam Pocitejl. Wydawało się ciekawie, zdecydowaliśmy. Zorganizowaliśmy wyjazd tak, żeby blisko granicy spędzić 2 noce i móc spokojnie wyjechać na jednodniową wycieczkę do Bośni. 

Pocitejl to małe zabytkowe miasteczko malowniczo ułożone na wzgórzu. Jego głównymi zabytkami są meczet, ruiny i mury zamku. Ponoć jest to jedno z lepiej zachowanych miejsc z okresu dominacji tureckiej, a przynajmniej zrekonstruowanych bo spora część zabytków została uszkodzona przez ostrzały w czasie wojny.


Zwiedzanie miasteczka nie trwa długo bo i nie jest ono zbyt duże. Pierwszy na trasie wypada meczet z wysokim minaretem. Wspinając się obok niego dojdziemy wprost na ruiny zamku, tradycyjnie po bośniacku w ogóle niezabezpieczone. Wejść można wszędzie i zewsząd też można spać ;) 



Radzę na spokojnie pospacerować pomiędzy kamiennymi domkami, nie ma gdzie się spieszyć - wszystko co jest do zobaczenia to właśnie ta mała zabudowa :) Panuje tu świetny mikroklimat, niestłamszony jeszcze wszechobecnymi pamiątkami. Część zakupowa jest skoncentrowana w dole miasta. To tam można napić się bośniackiej kawy czy kupić drobiazg.



A spacerując po mieście można trafić na miejsca z których widok zapiera dech w piersiach. I jak tu się nie utwierdzać w przekonaniu, że Bośnia jest  mega świetna?


Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Kiedy wiedzieliśmy już, że wybierzemy się do Pocitejl, zaczęliśmy szukać innych atrakcji na drodze z Makarskiej. No i wyszukaliśmy Wodospady Kravica. Jeśli ktoś widział mój post z Jezior Plitwickich, na pewno teraz mu się przypomni. Wodospady Kravica to bowiem ich miniaturka. Jedno jezioro i kilka wodospadów nie oszałamiają wielką powierzchnią, ale mają potężny plus poza swoim oczywistym pięknem. Tu można się kąpać, grillować i po prostu walnąć na kocu. Przypominam, że na terenie Jezior Plitwickich takie rzeczy nie mogą nam przyjść do głowy ;)



Wstęp na teren Wodospadów to cena parkingu - 1 bośniacka marka. I mimo że samochód można zaparkować nielegalnie, nie skąpiłabym na Waszym miejscu pieniędzy. Bośnia chce się rozwijać i chyba możemy jej w tym trochę pomóc, prawda? :) 

Nie wiem na ile dobrze to oddałam, ale mam do Bośni wielki sentyment i na pewno nieraz jeszcze do niej zawitam. Bo tu po prostu chce się być. Komuś ten kraj albo się spodoba albo nie. Ja postanowiłam, że wrócę tam jeszcze nieraz, choćby przejazdem, ale wrócę :)

I tak powoli kończę tą tekstową przygodę z naszym Cro Tripem. Został mi jeden wpis, który mam nadzieję fajnie zakończy tą serię :) Powoli ogarniam się życiowo, uczę godzić pracę z pozostałą częścią życia i mam nadzieję, że niedługo na bloga powróci regularność... A tymczasem jutro kolejny wypad, tym razem lokalny: do Warszawy :) Okropnie się cieszę bo praktycznie w ogólnie nie znam naszej stolicy, więc jakby nie było: trochę wstyd ;) Życzcie mi dobrej pogody i mnóstwa pozytywnych wrażeń, pozdrawiam! :)


czwartek, 29 maja 2014

A nogi rozprostujemy w Ptuju :)

Cro Trip - 26.04 - 3.05.2014

Kiedy dowiedziałam się, że trasa naszej podróży do Chorwacji będzie przebiegać przez Słowenię, nie mogłam opuścić takiej okazji. Po prostu musiałam namówić pozostałych na postój w jakimś słoweńskim miasteczku. Padło na Ptuj. Bo ładnie wyglądał na zdjęciach, bo nie trzeba było zjeżdżać do niego z trasy, bo jego centrum było łatwo dostępne. I tak 30 minut przerwy w podroży spędziliśmy właśnie na Słowenii. Widzieliśmy tyle co nic, ale wcale nie przeszkadzało mi to w cieszeniu się faktem, że mogę dodać kolejne państwo do grupy "tych odwiedzonych" :)

Auto zostawiliśmy zaraz koło wieży miejskiej, więc wydaje mi się, że w samym centrum. Uliczka, którą spacerowaliśmy często pojawia się na zdjęciach miasta w internecie, co może wskazywać, że moje przypuszczenia są trafne ;)




Podczas rozprostowywania nóg zauważyliśmy znak wskazujący drogę do zamku. Trasa nie wydawała się długa, więc postanowiliśmy wejść na górę. Rzeczywiście, wspinaczka po schodkach zajmuje niecałe 10 minut. Zamek nie jest specjalnie widowiskowy, ale ma jedną niepodważalną zaletę: na jego terenie znajduje się bezpłatna, zadbana toaleta ;)

W drodze na zamek

Pierwszy rzut oka na zamek

Brama zamkowa


I to już naprawdę, naprawdę wszystko co udało nam się zobaczyć. Nie odkrywałam historii Ptuja, nie zagłębiałam w to, co można w nim zobaczyć. Dojechaliśmy, trafiliśmy bez problemu do centrum miasta i po prostu odpoczęliśmy od podróży. Wiem, to wszystko mało, ale co poradzę... i tak się cieszę, że zatrzymaliśmy się na Słowenii :)

sobota, 24 maja 2014

Cro Trip - Zagrzeb na pożegnanie

Chorwacja - 26.04 - 3.05.2014

Mimo że Zagrzeb to stolica Chorwacji często traktowana jest przez turystów po macoszemu. Nie ukrywajmy, że wybrzeże jest największym skarbem tego kraju i to tam kieruje się większość urlopowiczów. U nas było podobnie, chcieliśmy morza a Zagrzeb miał być tylko punktem noclegowym w czasie powrotu do Polski. Teraz już wiem, że to miasto kryje w sobie więcej niż można by się po nim spodziewać.

Nie trafiliśmy na odpowiednią pogodę w Zagrzebiu (w końcu dopadł nas deszcz), spędziliśmy tam tylko wieczór i 2 godziny rano (specjalnie wstałam o 8, żebyśmy przed wyjazdem mogli zobaczyć stare miasto - podziw dla mnie), ale i tak dałam się uwieść. Zagrzeb jest zaniedbany, to prawda, ale przy tym niezwykle urokliwy. Gdyby poświęcić mu więcej środków, błyszczałby. Małe domki, piękne malowidła na kamienicach, gazowe (!) latarnie sprawiają, że atmosfery może Zagrzebiowi pozazdrościć niejedno miasto. 

Z powodu ograniczeń czasowych skupiliśmy się na zwiedzaniu górnej części miasta. To tu mieści się plac św. Marka z najsłynniejszym zagrzebskim kościoła tego samego patrona. Sprawiający wrażenie wyszytego, dach świątyni jest symbolem stolicy. Plac zastaliśmy pusty zarówno w nocy jak i w dzień. Życie miasta kwitnie bowiem w innym miejscu, na ulicy Tkalčićeva. Tam zjedliśmy naszą kolację i spędziliśmy dużą część wieczoru.

Kościół św. Marka z jakże charakterystycznym i ślicznym dachem

Ulica Tkalčićeva - w nocy to miejsce żyje pełnym tchem

Każde szanujące się miasto ma punkt widokowy, z którego można podziwiać jego panoramę. Zagrzeb ma wieżę Lotrscak. To jedyna zachowana, tak stara wieża w mieście. Nie sposób jej ominąć. Po pierwsze wyróżnia się na tle innych budynków, po drugie znajduje się zaraz obok placu św. Marka.

Wieża Lotrscak

Zagrzeb ma wiele uroczych zakątków. Niestety niektóre z nich mogłam podziwiać tylko w przewodniku. Inne widziałam, ale przez deszcz musiałam przemknąć koło nich zbyt szybko. Żałuję, że nie zrobiłam zakupów na wielkim markecie Dolac. Mnogość stoisk, radosna atmosfera i gwar do nich zachęcały, tymczasem pogodę wręcz przeciwnie. Żałuję, że nie mam lepszych zdjęć Kamiennej Bramy, w której mieści się kapliczka wypełniona wotami dziękczynnymi i świecami. Po prostu żałuję, że nie mogliśmy pozwolić sobie na więcej czasu w Zagrzebiu.



Muzeum Miejskie

Świetny i piękny sposób na umieszczenie nazw ulic :)

Poza uroczymi zakątkami stolica Chorwacji obfituje jeszcze w coś. W muzea! Pełno ich tu. Muzeum archeologiczne, bankowości, etnograficzne, sportu, kolei, policji, historii miasta oraz galerii sztuk i długo by wymieniać. Jedno z muzeów jest jednak mega wyjątkowe. To Muzeum Skończonych Związków. Znajdują się w nim eksponaty, które kiedyś świadczyły o miłości dwojga ludzi a dziś są tylko pozostałością po ich związku. Muzeum inne niż wszystkie, prawda?

A oto i budynek Museum of Broken Relationships </3 

Szkoda, że Zagrzeb nie jest przez większość ludzi postrzegany jako atrakcja turystyczna. Moim zdaniem zdecydowanie zasługuje na takie miano. Gdyby włożyć w to miasto trochę więcej pieniędzy, mogłoby być bajkowo. I wierzę, że kiedyś tak będzie :)

I jak? Zachęciłam Was do odwiedzenia zapomnianego Zagrzebia? Oby! :)

środa, 21 maja 2014

Cro Trip - czas na plażowanie w Makarskiej

Chorwacja 26.04 - 3.05.2014

Kto czekał na piękne widoki morza, właśnie się doczekał. Zresztą po to właśnie przyjechaliśmy do Makarskiej - żeby poleżeć nad morzem, poleniuchować, spacerować na łonie natury i ją podziwiać. No i żeby zrobić mały wypad do Bośni. Ale o tym innym razem...

Makarska to bardzo popularne turystyczne miasteczko. Z tego co zaobserwowałam, Polacy ją uwielbiają ;) Na jednej z kamienistych plaż w pewnym momencie byliśmy my, polskie małżeństwo, kilka Polek i cała zorganizowana grupa naszych rodaków. Uff, sporo tego. Niestety, przykro mi to przyznać, ale Polak w grupie zamienia się w małego dzikusa... Krzyki, rzucanie kamieniami do wody, niewybredne żarty - ot, Polak na zorganizowanych wakacjach? Zachowam swój pozytywny obraz świata i po prostu zwalę to na mechanizmy zachowania w grupach ;)



Zresztą niedziwne, że tyle ludzi spędza czas nam morzem. Odpoczynek na plaży to główna aktywność, której można poświęcić się w Makarskiej. Miasteczko jest malutkie, jego główną punktem jest pochyły plac na którym mieści się kościół. Kamienicy w Makarskiej nie urzekają tak jak w Splicie czy Trogirze. Imponuje za to coś innego. Widok gór w tle. W czasie naszego pobytu mieliśmy to szczęście, że czarne chmury zatrzymały się właśnie nad nimi. Szczęście nie tylko dlatego, że dzięki temu na plaży mieliśmy słońce. Także przez to że widok zawieszonych nad górami chmur był po prostu niesamowity. Na plaży ciepło, a tam w górze ciemno, ponuro. Niesamowite widoki, niesamowite połączenie.


Niesamowity widok, prawda?

Kościół na głównym placu miasta


Życie Makarskiej kwitnie albo na plaży albo na promenadzie, która okala miasto. Pełno tu luksusowych jachtów, statków wycieczkowych no i oczywiście knajp, w których w sezonie głośne imprezy organizowane są podobno każdego wieczora. Siadamy w knajpie, siadamy na ławce, patrzymy na morze i cieszymy się życiem. 


Pomnik turysty ustawiony na promenadzie


I wydaje mi się, że tak leniwie życie miasta wygląda w każdy zwykły dzień. Nam udało się trafić na jeden niezwykły - na Dzień Wina :) Na głównym placu miasta zostały rozstawione budki różnych winiarni, w których można było kupić rozmaite rodzaje wina na kieliszki :) Fajna inicjatywa do której oczywiście się przyłączyliśmy.


A sącząc winko, robiło się zdjęcia ;)

Makarska to nie tylko dobre miejsce na plażowanie, ale też idealny punkt wypadowy do Bośni. Nie odpuściliśmy wycieczki do tego kraju i drugiego dnia pobytu zrezygnowaliśmy z opalania na rzecz miasteczka Pocitejl i wodospadów Kravica. Każdemu kto wybiera się do Makarskiej samochodem polecam taką podróż. Relacja z mojej krótkiej bośniackiej wycieczki już niedługo ;) 

A tymczasem dzień w Makarskiej się kończy, robi się chłodniej, co i tak nie przeszkadza posiedzieć na plaży. Bo Makarska to dobre miejsce na relaks, gorsze jeśli lubicie aktywnie spędzać każdą chwilę wakacji. Idealne na przerwę w objazdówce takiej jak nasza :)

<3