Nie chciałabym nikogo straszyć zimą,
przypominać tej pory roku, ani jej przywoływać, ale Berlin miałam okazję zwiedzać
właśnie wtedy. Co gorsza – w największe mrozy sezonu… Pamiętam, że
niespecjalnie miałam ochotę wychodzić z ciepłego mieszkania czy nawet metra,
ale w mieście spędzaliśmy tylko 2 dni, więc musiałam się przemóc, by móc
zobaczyć jak najwięcej ;)
Podróż rozplanowaliśmy tak, by jak
najbardziej zredukować koszty i zapłacić tylko za jeden nocleg. Dlatego
postanowiliśmy jechać w nocy, zwiedzać w dzień, troszkę się przespać się i od
rana do późnego popołudnia znów zwiedzać. Czasu nie było dużo, a do obejrzenia wręcz przeciwnie. Myślę, że mimo przeciwności daliśmy radę i zobaczyliśmy
najważniejsze punkty Berlina. A oto i one :)
Dzień 1.
Po zostawieniu auta na bezpłatnym
parkingu Park and Ride, dojechaliśmy metrem do Placu Poczdamskiego. W centrum
króluje nowoczesna architektura a wśród niej Sony Center – kompleks
wypasionych, przeszklonych budynków. Jak się okazuje, w dzień budynek nie daje
z siebie wszystkiego, ale o tym za momencik :)
Z placu udaliśmy się w kierunku
Bramy Brandenburskiej i Reichstagu. Po drodze minęliśmy Pomnik Pomordowanych
Żydów Europy. Koniecznie trzeba go zobaczyć, bo jest jak na tego typu budowlę nietypowy. Tworzy go 2711 betonowych bloków (po jednym na każdą stronę
Talmudu), które rozciągają się na powierzchni 19 tys.m2. Jedne elementy są
niższe, inne wyższe (aż do 4,7 metra), a pomiędzy wszystkimi można się
przechadzać.
Przy bramie zrobiliśmy kilka
szybkich fotek i zmarznięci chcieliśmy jeszcze zahaczyć o Reichstag. Co prawda nie
mieliśmy w planie go zwiedzać, ale potem żałowałam, że o to nie zadbałam. Po
pierwsze podobno widok z przeszklonej kopuły jest bardzo przyjemny, a po drugie
mielibyśmy okazję się zagrzać! Dobija fakt, że wstęp jest bezpłatny, jeśli wcześniej
zarejestrujemy się na stronie www… Lekkie pocieszenie stanowi fakt, że braki w zwiedzaniu mogłam nadrobić,
słuchając o historii miejsc ze specjalnych informacyjnych "skrzynek" (Jak można coś takiego nazwać? Nic mądrego nie przychodzi mi do głowy :D). Mini Punkty z głośniczkiem są
ustawione w każdym ważniejszym, historycznym miejscu. Ciekawostka – lektor mówi
także po polsku :) Przydatne
jeśli akurat nie mamy przy sobie przewodnika.
Apartament wynajmowany przez naszą
grupę znajdował się niedaleko placu Aleksandra (ten widokiem nie zachwyca, bo od dłuższego czasu jest
niezmiennie wielkim placem budowy), więc po zameldowaniu i ogrzaniu (!!!) stąd
wyruszyliśmy na dalsze zwiedzanie. Nie byliśmy nastawieni na wstępy do muzeów
(niestety te są w Berlinie dość drogie…), więc nie zapuszczaliśmy się na ich Wyspę.
Chciałam zobaczyć jednak chociaż z zewnątrz berlińską katedrę. Jeden przymiotnik określi ją najlepiej: monumentalna...
Już myślałam, że odhaczyłam kolejny punkt naszej wycieczki, gdy moim oczom ukazało się muzeum NRD – Niemieckiej Republiki Demokratycznej czyli Niemiec Wschodnich. Szczerze mówiąc nie wiedziałam o jego istnieniu, ale nie trzeba mnie było długo namawiać, żebym jednak złamała swoje założenie i zgodziła się na zwiedzenie tego miejsca (bilet ulgowy = 4euro). Widać, że obiekt cieszy się dużą popularnością i wcale się temu nie dziwię. W muzeum można wsiąść do nrdowskich aut, poczuć się jak polityczny więzień w sali przesłuchań i celi, rozgościć się w typowym mieszkaniu czy zajrzeć do biura ważnego polityka. Wszystkiego można dotknąć i wszystkiemu bezkarnie robić zdjęcia. Takie muzeum zasługuje na miano interaktywnego i przyjaznego odwiedzającym. Prosty sposób na przekazanie historii. Polecam w 100% :)
Już myślałam, że odhaczyłam kolejny punkt naszej wycieczki, gdy moim oczom ukazało się muzeum NRD – Niemieckiej Republiki Demokratycznej czyli Niemiec Wschodnich. Szczerze mówiąc nie wiedziałam o jego istnieniu, ale nie trzeba mnie było długo namawiać, żebym jednak złamała swoje założenie i zgodziła się na zwiedzenie tego miejsca (bilet ulgowy = 4euro). Widać, że obiekt cieszy się dużą popularnością i wcale się temu nie dziwię. W muzeum można wsiąść do nrdowskich aut, poczuć się jak polityczny więzień w sali przesłuchań i celi, rozgościć się w typowym mieszkaniu czy zajrzeć do biura ważnego polityka. Wszystkiego można dotknąć i wszystkiemu bezkarnie robić zdjęcia. Takie muzeum zasługuje na miano interaktywnego i przyjaznego odwiedzającym. Prosty sposób na przekazanie historii. Polecam w 100% :)
Na koniec pierwszej części relacji obiecany powrót do Sony
Center :) Obiekt
jest tak pięknie oświetlony, że chyba warto po prostu wstąpić tu w nocy zamiast
w dzień. Jako bonus polecam przejechać się w całości przeszkloną windą. U mnie
podróż wywołała mini zawał ;)
A relacja z 2. dnia wycieczki już niedługo :)
Bardzo fajną wycieczkę mieliscie :)
OdpowiedzUsuńJa pewnie zahaczyłabym jeszcze do drogerii DM, bo mają tam świetne kosmetyki :D
Haha :D Wstąpiłam tam... Po colę :D
UsuńJeej, jaki śliczny blog <3
OdpowiedzUsuńagrestaco6.blogspot.com