wtorek, 3 września 2013

Bałkański trip :) 27.04-5.05.2013 – Kotor i Perast

Kotor 30.04-2.04.2013

Napiszę to od razu: kocham Czarnogórę! Za morze, za klimat, za zabytki, za ludzi! Tam jest tak pięknie, że aż żal było mi wyjeżdżać. Chyba jak nigdy dotąd, z żadnego państwa. Ale po kolei :)

Boka Kotorska przywitała nas cudnymi widokami. Nie mogliśmy się powstrzymać i od razu zatrzymaliśmy auto, żeby zrobić kilka zdjęć. Nie wiem czym byłam bardziej podjarana: krajobrazem czy jazdą :P Droga przy Boce jest usytuowana nad samym morzem, niby jesteś w wodzie, ale jeszcze nie. Przerażająco i fajnie jednocześnie :D



Po pierwszych zachwytach, dość szybko trafiliśmy do naszej miejscówki. Żeby dopełnić wszystkich formalności musieliśmy jednak zaczekać na córkę właścicieli - Marię. Ta jak się okazało doskonale władała angielskim, więc rozmowa nie stanowiła problemu. Dogadaliśmy się nawet tak dobrze, że Maria zaproponowała nam 2 pokoje w cenie zamówionego 1! To pierwsza z miłych sytuacji, którymi Czarnogórcy podbili moje serce :) Może spłacę dług polecając apartamenty w tym miejscu -> http://www.booking.com/hotel/me/apartmani-kotor-sunrise.pl.html :) Swoją drogą Maria zwróciła nam uwagę na fakt, że zawsze warto spróbować dogadać się z osobami oferującymi apartamenty poza serwisem booking.com – można wtedy liczyć na obniżkę cen za nocleg.

Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w miasto :) Mieliśmy naprawdę duże szczęście, bo zabytkowe centrum Kotoru tego wieczoru było prawie puste! Samotnie przechadzaliśmy się uliczkami, rozkoszując atmosferą miasta. Nie spodziewałam się, że urzeknie mnie aż tak :) A jednak, tego labiryntu uliczek nie sposób nie pokochać. Stare miasto mimo że jest zabytkiem na skalę UNESCO cały czas pozostaje zamieszkane. Przechadzając się po mieście można zobaczyć rozwieszone pranie, czy podsłuchać domową kłótnię. Maj to swoją drogą doskonała pora na zwiedzanie tego miejsca. W czasie wakacyjnych miesięcy robi się tu tłoczniej przez co miasto na pewno traci część ze swojego uroku. 



Drugi dzień rozpoczęliśmy od obowiązkowego punktu naszego programu – leniuchowania na plaży :) Temperatura 26 stopni spokojnie wystarczyła nam na opalanie. No właśnie – nam… Byliśmy jedynymi osobami nad morzem i wzbudzaliśmy swego rodzaju zaskoczenie przechodniów :D Niestety, plaże w Kotorze nie należą do najpiękniejszych. W związku z tym, że miasto leży nad zatoką, morze jest tu dość zabrudzone (nie będę wspominać o różnych okropnościach, które znaleźliśmy w wodzie). Jeśli chcecie spędzić czas na plaży, polecam miejscowości usytuowane nad otwartym morzem.


Podczas zwiedzania miasta odkryliśmy inny jego (ale i chyba całej Czarnogórze) minus - ceny :(  Z powodu ukształtowania kraju praktycznie wszystkie towary muszą być do niego importowane. Tym samym są droższe. Dlatego, jeśli macie okazję, radzę zaopatrzyć się w artykuły spożywcze wcześniej, w ościennych krajach. Jako że ceny w restauracjach też lekko nas przeraziły, obiady mimo wszystko gotowaliśmy w domu :) Na szczęście przepis na prosty makaron pomidorowo – ziołowy mam w małym palcu ;)



Po posiłku postanowiliśmy spalić troszkę kalorii i odhaczyć kolejny punkt programu – usytuowane na górze mury miejskie i ruiny zamku. Wejście na wzgórze jest płatne 3 Euro. Za darmo można je zwiedzić albo bardzo wczesnym rankiem albo późnym wieczorem (chociaż tej pory nie polecam, bo na krzywych schodkach spokojnie można złamać nogę i w dzień;/). O 17 stoliczek z kasą wciąż stał, a my musieliśmy wyłożyć na niego nasze drogocenne monety ;) Droga na górę jest męcząca, ale zdecydowanie warta zachodu. Widoki wynagradzają wszystko! Zresztą, co tu mówić, zobaczcie:




Perast 2.04.2013

W drodze do Herceg Novi (o nim w kolejnej notce) wstąpiliśmy do małej rybackiej miejscowości – Perast. Miasto słynie przede wszystkim z wysepki, z którą związana jest interesująca (a może lekko naciągana;)) legenda. Według tejże, na morzu w okolicach miasta rybacy wyłowili obraz Matki Boskiej. Postanowili przenieść go do kościoła znajdującego się na brzegu, jednak obraz wrócił do wody. Kolejne próby przyniosły ten sam rezultat. Podjęto więc decyzję o usypaniu na morzu sztucznej wysepki i wybudowaniu na niej kościółka specjalnie dla świętego wizerunku. Obraz docenił starania mieszkańców i spoczywa na ołtarzu do dziś ;)

Interes dzięki legendzie kręci się raczej dość dobrze :) Na wysepkę można dopłynąć jedną z wielu motorówek czekających na turystów przy brzegu. Oczywiście skorzystaliśmy z okazji podróży :) Średnia cena wynajęcia łódki na trasę w tą i z powrotem to 20 euro. Warto jednak pochodzić i potargować się. Nam udało się obniżyć cenę usługi do 15 euro :) I mimo że wycieczka była krótka, to ucieszyła mnie przeokropnie :D



Jeśli chodzi o samą wysepkę, to mimo że ślicznie wygląda, nie ma na niej zbyt wiele do roboty. Chętni, za osobną opłatą mogą zwiedzić kościół. Nam udało się to zrobić zupełnie przypadkiem i za darmo :) Nieświadomie ustawiliśmy się zbyt blisko polskiej grupy i z rozmachu dostaliśmy bilety, uprawniające do zwiedzania :) Po krótkim oprowadzaniu, w oczekiwaniu na transport przechadzaliśmy się po malutkim terenie. Na całość zwiedzania wystarczyło nam pół godziny, więc czasu nie potrzeba tu wiele :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz