Kotor 30.04-2.04.2013
Napiszę to od razu: kocham Czarnogórę! Za
morze, za klimat, za zabytki, za ludzi! Tam jest tak pięknie, że aż żal było mi
wyjeżdżać. Chyba jak nigdy dotąd, z żadnego państwa. Ale po kolei :)
Boka Kotorska przywitała nas cudnymi
widokami. Nie mogliśmy się powstrzymać i od razu zatrzymaliśmy auto, żeby
zrobić kilka zdjęć. Nie wiem czym byłam bardziej podjarana: krajobrazem czy
jazdą :P Droga przy Boce jest usytuowana nad samym morzem, niby jesteś w
wodzie, ale jeszcze nie. Przerażająco i fajnie jednocześnie :D
Po pierwszych zachwytach, dość
szybko trafiliśmy do naszej miejscówki. Żeby dopełnić wszystkich formalności
musieliśmy jednak zaczekać na córkę właścicieli - Marię. Ta jak się okazało doskonale
władała angielskim, więc rozmowa nie stanowiła problemu. Dogadaliśmy się nawet tak
dobrze, że Maria zaproponowała nam 2 pokoje w cenie zamówionego 1! To pierwsza
z miłych sytuacji, którymi Czarnogórcy podbili moje serce :) Może spłacę dług
polecając apartamenty w tym miejscu -> http://www.booking.com/hotel/me/apartmani-kotor-sunrise.pl.html
:) Swoją drogą Maria zwróciła nam uwagę na fakt, że zawsze warto spróbować
dogadać się z osobami oferującymi apartamenty poza serwisem booking.com – można
wtedy liczyć na obniżkę cen za nocleg.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w
miasto :) Mieliśmy naprawdę duże szczęście, bo zabytkowe centrum Kotoru tego wieczoru
było prawie puste! Samotnie przechadzaliśmy się uliczkami, rozkoszując
atmosferą miasta. Nie spodziewałam się, że urzeknie mnie aż tak :) A jednak, tego
labiryntu uliczek nie sposób nie pokochać. Stare miasto mimo że jest zabytkiem
na skalę UNESCO cały czas pozostaje zamieszkane. Przechadzając się po mieście
można zobaczyć rozwieszone pranie, czy podsłuchać domową kłótnię. Maj to swoją
drogą doskonała pora na zwiedzanie tego miejsca. W czasie wakacyjnych miesięcy
robi się tu tłoczniej przez co miasto na pewno traci część ze swojego
uroku.
Drugi dzień rozpoczęliśmy od
obowiązkowego punktu naszego programu – leniuchowania na plaży :) Temperatura 26 stopni
spokojnie wystarczyła nam na opalanie. No właśnie – nam… Byliśmy jedynymi
osobami nad morzem i wzbudzaliśmy swego rodzaju zaskoczenie przechodniów :D Niestety, plaże w Kotorze nie należą do najpiękniejszych. W związku z tym, że miasto leży
nad zatoką, morze jest tu dość zabrudzone (nie będę wspominać o różnych
okropnościach, które znaleźliśmy w wodzie). Jeśli chcecie spędzić czas na plaży,
polecam miejscowości usytuowane nad otwartym morzem.
Podczas
zwiedzania miasta odkryliśmy inny jego (ale i chyba całej Czarnogórze) minus -
ceny :( Z powodu ukształtowania
kraju praktycznie wszystkie towary muszą być do niego importowane. Tym samym są droższe. Dlatego, jeśli macie
okazję, radzę zaopatrzyć się w artykuły spożywcze wcześniej, w ościennych krajach. Jako że
ceny w restauracjach też lekko nas przeraziły, obiady mimo wszystko gotowaliśmy
w domu :) Na szczęście przepis na prosty makaron pomidorowo – ziołowy mam w małym palcu
;)
Po posiłku postanowiliśmy spalić
troszkę kalorii i odhaczyć kolejny punkt programu – usytuowane na górze mury miejskie
i ruiny zamku. Wejście na wzgórze jest płatne 3 Euro. Za darmo można je
zwiedzić albo bardzo wczesnym rankiem albo późnym wieczorem (chociaż tej pory
nie polecam, bo na krzywych schodkach spokojnie można złamać nogę i w dzień;/).
O 17 stoliczek z kasą wciąż stał, a my musieliśmy wyłożyć na niego nasze drogocenne monety ;) Droga na górę
jest męcząca, ale zdecydowanie warta zachodu. Widoki wynagradzają wszystko! Zresztą, co tu mówić, zobaczcie:
Perast 2.04.2013
W drodze do Herceg Novi (o nim w
kolejnej notce) wstąpiliśmy do małej rybackiej miejscowości – Perast. Miasto
słynie przede wszystkim z wysepki, z którą związana jest interesująca (a może
lekko naciągana;)) legenda. Według tejże, na morzu w okolicach miasta rybacy
wyłowili obraz Matki Boskiej. Postanowili przenieść go do kościoła znajdującego
się na brzegu, jednak obraz wrócił do wody. Kolejne próby przyniosły ten sam
rezultat. Podjęto więc decyzję o usypaniu na morzu sztucznej wysepki i
wybudowaniu na niej kościółka specjalnie dla świętego wizerunku. Obraz docenił
starania mieszkańców i spoczywa na ołtarzu do dziś ;)
Interes dzięki legendzie kręci się raczej dość dobrze :) Na wysepkę można dopłynąć
jedną z wielu motorówek czekających na turystów przy brzegu. Oczywiście
skorzystaliśmy z okazji podróży :) Średnia cena wynajęcia łódki na trasę w tą i z powrotem to 20 euro. Warto
jednak pochodzić i potargować się. Nam udało się obniżyć cenę usługi do 15 euro :) I mimo że wycieczka
była krótka, to ucieszyła mnie przeokropnie :D
Jeśli chodzi o samą wysepkę, to mimo że ślicznie
wygląda, nie ma na niej zbyt wiele do roboty. Chętni, za osobną opłatą mogą
zwiedzić kościół. Nam udało się to zrobić zupełnie przypadkiem i za darmo :) Nieświadomie
ustawiliśmy się zbyt blisko polskiej grupy i z rozmachu dostaliśmy bilety,
uprawniające do zwiedzania :) Po krótkim oprowadzaniu, w oczekiwaniu na transport przechadzaliśmy się po malutkim terenie. Na całość zwiedzania wystarczyło nam pół
godziny, więc czasu nie potrzeba tu wiele :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz