poniedziałek, 16 września 2013

Rumunia 28.07-2.08.2012 - pałac Peles i Sybin

Pałac Peles 31.07.2012

Uwielbiam pałace, ich przepych, połączenie stylów. Kiedy je zwiedzam nie mogę powstrzymać się przed wyobrażaniem, jak żyło się tu ludziom, po co były im niektóre cudne dziwadełka i czy doceniali taki styl bycia. Gdybym miała listę „Top 10 Pałace”, Peles na pewno byłby w czołówce. To miejsca zachwyca :) Z zewnątrz wygląda jak bajowy zamek rozpuszczonej księżniczki, w środku powala przepychem.


Pałac można zwiedzać w 3 opcjach: parter, parter + pierwsze piętro lub parter + pierwsze + drugie piętro. Zdecydowaliśmy się na najprostsza opcję (bilet normalny =20Lei, studencki = 5Lei), czego nie mogłam później przeboleć. Wchodząc do środka, od razu wiedziałam, że zawaliłam. Teraz też to wiem i aż się smucę… Jeśli tylko ma się czas, po prostu trzeba zobaczyć cały pałac. Wszystko tutaj jest pięęęękne. Żałuję, że nie mogę pokazać Wam, jak wyglądały wnętrza, ale niestety cena zezwolenia na foto do najmniejszych nie należała :(




Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, w różnych językach, (niby Rumunia, a taka profeska;)), w naszym przypadku po angielsku. Pan mówił naprawdę sprawnie i ciekawie, aż nie wiedziałam na czym się skupić: na podążaniu za nim i wsłuchiwaniu się w opowieści, czy dokładnym oglądaniu każdego z pomieszczeń. Przy wejściu do pałacu jedno może zaskoczyć: będziemy poproszeni o założenie śmiesznych, starych, komunistycznych ochraniaczy na buty. Wiem, że te kapcie mają chronić zabytkowe posadzki, ale są tak obleśne, że mówię im stanowcze nie w każdym możliwym miejscu :P Na marginesie dodam, że chodzi się w nich dość ciężko, kiedy są o jakieś 6 rozmiarów za duże :P


Planując wyjazd, za punkt honoru przyjęliśmy przejechanie trasy Transfogaraskiej. Niestety, kiedy mieliśmy na nią wjechać, pogoda tak się skiepściła, że musieliśmy zrezygnować… Teoretycznie, chcemy ten punkt programu kiedyś nadrobić, ale kiedy nie wie nikt ;)

Sybin 31.07-1.08.2012

Zamiast na trasę, udaliśmy się w stronę kolejnego miejsca – Sybinu. W 2007 roku miasto pełniło rolę Europejskiej Stolicy Kultury. Widać, że dużo dzięki temu zyskało. Sama starówka jest pięknie odrestaurowana i jasna. Jeśli pójdziemy na jej obrzeża, staje się troszkę zaniedbana, ale moim zdaniem dalej jest piękna. Sybin mnie urzekł i został ulubionym miastem Rumunii :)




W centrum miasta znajdują się 2 place – duży Piata Mare i mniejszy - Piata Mica. Na pierwszym (bardziej reprezentatywnym) obywają się festyny, na drugim możemy obejrzeć stragany z pamiątkami i spokojnie wypić kawę. 



Cechą charakterystyczną sybińskich budynków są okna w dachach, przypominające oczy :) Poczucie inwigilacji gwarantowane ;)



Pamiętam, że to w Sybinie zdecydowaliśmy się na większą dawkę lokalnej kuchni. Zamówiliśmy sarmale z mamałygą oraz mititei. Już objaśniam co jest co :) Sarmale to rumuńskie gołąbki, zawinięte w liście winogron. Mamałyga to (ponoć potrawa narodowa, ale czemu? ;>), jasnożółta kukurydziana papka, podawana z kwaśną śmietaną. No niestety, mamałyga jak brzmi tak smakuje i nie przypadła moim kubkom smakowym do gustu ;) Warto jednak spróbować tego tworu, bo w Polsce chyba rzadko można go spotkać ;) Mititei zaś to opiekane na ruszcie kiełbaski, przyprawione ziołami, podawane najczęściej z frytkami. Mięsa w Rumunii mają jedną wadę – najczęściej są za słone. Ale poza tym bardzo mniam :) W Sybinie, obżeraliśmy się także drożdżówkami, które były dość tanie a duże i pyszne ;)


Na koniec mała rada dotycząca noclegu. Warto sprawdzać, jakie ceny w interesujących nas terminach ma sieć hotelów Ibis. Nam udało się dostać pokój dwuosobowy w centrum za lekko ponad 100zł. Widok gratis ;)


1 komentarz:

  1. Inwigilujące okna są super :)
    Ja czekam na top 10 pałaców!

    OdpowiedzUsuń