wtorek, 28 stycznia 2014

Biegiem po Budapeszcie

Budapeszt 31.07.2011

Podczas jednego z pobytów w Egerze wpadł nam do głowy (aż za nadto;) spontaniczny pomysł. A co gdyby wyjechać z miasta wcześniej i wrócić do Polski przed Budapeszt? W tym wypadku myśl równała się działanie i ostatniego dnia wycieczki zamiast cieszyć się egerskim basenami, wyruszyliśmy do stolicy Węgier.

Czy nasz pomysł był dobry? Sama nie wiem, na pewno nie poznałam Budapesztu, zobaczyłam tylko jego bardzo niewielką część, a tempo całej wycieczki było bardzo, bardzo szybkie ;) Coś tam jednak mi we wspomnieniach pozostało, więc to się liczy :) Zapraszam na przebieżkę po kilku zabytkach miasta :) Z tego co pamiętam trwała jakieś 4 godziny ;)

Naszą wyprawę zaczęliśmy na reprezentacyjnym deptaku miasta - Vaci Utca. Ulica pełna jest drogich sklepów, kawiarni i restauracji. Nie było nam dane wstąpić na kawę, a nawet porobić zdjęć, już pędziliśmy dalej ;) Z tego miejsca mam dosłownie 1 ujęcie (jak to się stało? :() i niestety jestem na nim ja, a nie kamienice czy sklepiki. Cóż, tempo spaceru tłumaczyłoby wszystko...

Naszym kolejnym celem był Most Łańcuchowy, pierwsze stałe połączenie pomiędzy dwoma częściami miasta. Dzięki niemu znaleźliśmy się na stronie Budy. Most jest dostosowany zarówno do ruchu kołowego jak i pieszych. Co zapamiętałam z tego miejsca? Piękne widoki i... duży ruch ;)

A tak Most Łańcuchowy i miasto prezentują się z góry

Na stronie Budy znajdują się między innymi zamek i Baszta Rybacka. To je właśnie postanowiliśmy zobaczyć. Poskąpiliśmy na wyjazd kolejką, więc na wzgórze musieliśmy wychodzić o własnych siłach. Nie powiem, zmęczyłam się, ale było warto :) Tak nawiasem mówiąc, linia kolejki została zbudowana specjalnie dla obsługi dworu królewskiego. Dzięki niej, pracownicy nie musieli codziennie tracić czasu i sił wspinając się na wzgórze - szczęściarze!

Wagonik Margit. Drugi tor zajmuje Gellert :)

Zdecydowanie najwięcej czasu z całej wycieczki spędziliśmy na Zamku Królewskim ;) Zbieraliśmy siły po męczącej wspinaczce, spacerowaliśmy i (tak!) robiliśmy zdjęcia :) 

Tak prezentuje się zamek widziany z Mostu Łańcuchowego...


...a tak widziany całkiem z bliska :)




Wydawałoby się, że skoro wzgórze zamkowe nosi taką a nie inną nazwę, to właśnie zamek będzie na nim największą atrakcją. Mnie urzekło coś innego. Baszta Rybacka :) Od razu skojarzyła mi się z zamkiem wybudowanym z piasku. Wydaje się taka lekka, a przecież pełniła rolę murów obronnych miasta. Zdecydowanie moje ulubione miejsce w Budapeszcie :)

No piękna jest!

Nie chcieliśmy wracać ta samą drogą, więc pospacerowaliśmy trochę po stronie Budy, a do Pesztu zaprowadził nas już inny most. Z zabytków, które mijaliśmy po drodze w głowie utkwiły mi zwłaszcza dwa. Parlament i bazylika św. Stefana. Pierwszy z budynków jest oczywiście dużo ciekawszy i naprawdę chciałabym mieć kiedyś więcej czasu, żeby przyjrzeć mu się dokładnie. Pamiętam, że kiedy przechodziliśmy koło niego byłam już tak padnięta, ze nawet nie miałam siły robić zdjęć, chciałam po prostu usiąść i odpocząć :D Na szczęście widok na parlament ze Wzgórza Zamkowego jest :)

Po prawej stronie, za drzewem czai się malutki parlament ;)

Bazylika św. Stefana

Tak kończy się spacer po Budapeszcie, kończy się styczeń, kończy się więc też przygoda z Węgrami :) Mam nadzieję, że we wszystkich relacjach nie skupiłam się zbytnio na winnym aspekcie tego kraju ;) Niewątpliwie, to jego duża zaleta, ale przecież nie jedyna :) Sama na pewno jeszcze nie raz odwiedzę Węgry, ale tak jak wspominałam - nie tak szybko. Najbliższe plany to Berlin, Praga, Wrocław. Już niedługo więcej szczegółów! :)

2 komentarze:

  1. Odświeżyłaś moje wspomnienia. Budapeszt jest piękny, zwłaszcza nocą:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam przypomnieć Ci dobre chwile :) Ja niestety jeszcze nie zwiedzałam Budapesztu nocą, mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dana taka wycieczka :)

      Usuń