Ostatni majowy weekend można było
wykorzystać w bardzo sprytny sposób. Biorąc 3 dni urlopu otrzymywało się
możliwość zorganizowania 9-dniowego wyjazdu. Nie mogłam przepuścić takiej
okazji. Już od dłuższego czasu czaiłam się na Bałkany, a taka ilość wolnego
czasu pozwoliła mi wcielić marzenia w życie. Razem z moim chłopakiem i dwójką
znajomych stworzyliśmy wiele możliwych tras, ale w ostateczności zdecydowaliśmy
się na następującą samochodową objazdówkę:
Belgrad (Serbia) -> Mostar
(Bośnia i Hercegowina) -> Sarajewo (Bośnia i Hercegowina) -> Kotor
(Czarnogóra) -> Perast (Czarnogóra)-> Herceg Novi (Czarnogóra) ->
Dubrownik (Chorwacja) -> Nowy Sad (Serbia).
Dziś przedstawię Wam relację i moje odczucia z serbskich miast :)
Belgrad 27.04 – 28.04.2013
Do Belgradu dojechaliśmy późnym
wieczorem. Dość łatwo znaleźliśmy miejsce parkingowe za to gorzej poszło nam z
poszukiwaniem zarezerwowanego wcześniej apartamentu (ulica była bardzo dziwnie
oznaczona albo to jednak my bardzo zmęczeni ;)). Dzwoniąc domofonem i nękając
obcych ludzi w końcu udało nam się wypatrzeć osobę odpowiedzialną za nasze
zakwaterowanie. Apartament wbrew moim obawom („Na pewno nie będzie tak pięknie
jak na zdjęciach, to musi być jakaś podpucha ;)”) okazał się być naprawdę
świetną miejscówką. Koszt noclegu 1 osoby na 2 noce wyniósł w naszym przypadku niecałe
100zł (gdyby ktoś był zainteresowany oto link do apartamentów na booking.com
-> http://www.booking.com/hotel/rs/city-break-apartments.pl.html).
Nie spędzaliśmy w nim jednak dużo czasu. Jeszcze tego wieczora wyruszyliśmy na
wstępne poznawanie miasta. Belgrad zaskoczył nas swoją ruchliwością: to miasto
nie śpi, nie cichnie, nie odpoczywa :) Ciekawie było obserwować ciągle pędzących ludzi i samochody, siedząc spokojnie
pod pomnikiem w centrum miasta sącząc napoje troszkę wyższej procentowe ;) Tak,
spożywanie alkoholu w miejscach publicznych jest w Serbii jak i w pozostałych bałkańskich
krajach dozwolone. Pierwszy wieczór oswoił nas z miastem, ale dopiero drugi
dzień pozwolił nam lepiej je poznać.
Drugiego dnia zwiedzanie
rozpoczęliśmy wczesnym przedpołudniem. Muszę przyznać, że na co dzień jestem
naprawdę wielkim śpiochem, ale w czasie wyjazdów staram się wstawać wcześnie, żeby
móc duuużo, duuużo zwiedzić. Pierwsze kroki skierowaliśmy do twierdzy
Kalemegdan – jednej z najważniejszych atrakcji miasta. Życie tętni tu tak w
nocy (dzięki miejscowej młodzieży) jak i w dzień (dzięki turystom). Twierdza
może zainteresować ze względu na swoją wielkość i zgromadzoną wokół niej
kolekcję eksponatów wojskowych, jednak na mnie największe wrażenie wywarł
widok, który roztacza się z jej zbocza. Mogłabym spędzić więcej czasu
rozkoszując się nim, ale czas gonił ;)
Kolejnym punktem na naszej mapie
zwiedzania była ulica Skadarlija. Wiązałam z tym miejscem duże nadzieje,
czytałam, że to taki serbski odpowiednik paryskiego Montmartre. Niestety chyba
troszkę się rozczarowałam. Miejsce jest rzeczywiście urokliwie, ale my nie
spotkaliśmy tam zbyt dużo artystów, a tylko jedno stanowisko z obrazami ;)
Muszę przyznać, że nie wstąpiliśmy do żadnej z restauracji, choć były nam
polecane przez panią z informacji turystycznej (obawiam się jednak, że ceny w
takiej lokalizacji mogły być dość wysokie).
Bardzo chcieliśmy zobaczyć też
zbombardowane w czasie wojny Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Wbrew naszym
wyobrażeniom, nie tak łatwo było do niego trafić. Obiekt nie był oznaczony ani
w przewodniku, ani na mapkach turystycznych zabranych z punktu informacji.
Udało nam się go znaleźć tylko dzięki intuicji :) Mimo, że błądzenie i upał były męczące, cieszę się że dałam się namówić na
szukanie. Budynek robi duże wrażenie, pokazuje urywek wojennej rzeczywistości a
na pewno nie pozwoli o niej zapomnieć. Nie da się ukryć, że jego
powierzchowność na pierwszy rzut oka straszy, ale myślę, że to dobra decyzja,
by zachować go właśnie w takim stanie. Dla pamięci.
Po krótkiej drzemce i odpoczynku
(kwiecień, a tu takie upały! Toż to dla Polaka szok;)) postanowiliśmy jeszcze
raz pozwiedzać Belgrad wieczorową porą. Tak trafiliśmy na fajne miejsce. Jeśli zjecie
już dobry obiadek/kolację, a macie ochotę na relaks wśród zieleni polecam Wam
Park Studencki. Nazwa doskonale oddaje jego charakter ;) Na ławkach, trawie, murach
można spotkać pełno roześmianych, młodych ludzi. Oczywiście z piwkiem ;)
Podsumowując zwiedzanie Belgradu:
zobaczyłam wszystko, co chciałam zobaczyć, więc nie ciągnie mnie do tego miasta
kolejny raz. Muszę jednak przyznać, że jego wielką zaletą są ludzie. Okazali się
być bardzo mili i uczynni. Spotkaliśmy się z pomocą oferowaną nam
spontanicznie, bez żadnej prośby. Taki charakter Serbów daje nadzieje na
pozytywny rozwój tego kraju :)
Nowy Sad 4.05.2013
Chciałam zawrzeć relację z Nowego
Sadu w tej notce (tworząc tym samym jedną serbską historię), ponieważ będzie ona mizernie
krótka. Nowy Sad był ostatnim punktem na naszej mapie. Niestety dojechaliśmy do
niego bardzo późno, co dało nam małą możliwość na poznanie miasta. Zmęczeni
podróżą spędziliśmy jedynie kilka wieczornych godzin w centrum miasta. W sobotę
Nowy Sad tętnił życiem i nietrudno było trafić na pełną knajp ulicę Laze Telečkog (Lazego Telečkoga? Jak to odmienić, żeby
było poprawnie? ;>). Cieszę się, że
mogliśmy poznać Nowy Sad od jej strony, bo podobno imprezy w tym mieście chwali
się najbardziej. Można było zresztą zobaczyć, że lubi się tam poimprezować ;)
Wszędzie: pod drzewkiem, kościołem, na ulicy ;) Szkoda, że nie mieliśmy okazji zobaczyć
miasta za dnia, czuję w tym aspekcie duży niedosyt, szczególnie jeśli chodzi o
twierdzę Petrovardin :( A że prawdopodobnie na razie nie zawitam już do Serbii, Nowy Sad
pozostanie dla mnie miastem w dużym stopniu nieodkrytym. Może w przyszłości
skuszę się jeszcze na wizytę? Na przykład w czasie trwania muzycznego festiwalu
EXIT? W końcu to on przyciąga do miasta najwięcej osób :)
Zdziwiłaś mnie tą informacją o legalnym alko w miejscach publicznych - z jednej strony to fajne, że nie trzeba się ograniczać, ale z drugiej może być niebezpieczne...
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się "Montmartre", śliczne miejsce :)
Właśnie mimo że alko jest legalne w miejscach publicznych nie ma burd, nikt się nie awanturuje :) Widać, że używają z umiarem ;)
Usuń