czwartek, 19 grudnia 2013

A może Ostrawa na weekend? - część 2.

Przyszedł czas na przedstawienie mojej ulubionej strony Ostrawy czyli jej części przemysłowej. Tak jak wspominałam, jeszcze do niedawana Ostrawa była miastem typowo górniczym. Obecnie węgiel nie jest już tu wydobywany, ale to co pozostało z tego etapu życia miasta jest ważnym elementem na jego mapie :) Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nie zobaczyć Dolnych Vitkovic - części przemysłowej, która obecnie robi największe wrażenie.

Niestety mieliśmy małe problemy, żeby trafić na miejsce... Szybko dostaliśmy się do Vitkovic jako dzielnicy, ale nigdzie nie mogliśmy zlokalizować kopalni :P Pojeździliśmy trochę po uliczkach, słońce świeciło, aparat po jednym dniu nieposłuszeństwa wrócił do współpracy, więc miałam tak dobry humor, że cieszyłam się ze wszystkiego, co zobaczyłam :) A najpierw zobaczyliśmy stare, robotnicze budynki mieszkalne. Małe cegielniane, połączone ze sobą domki robią fajne wrażenie, ale to jeszcze nie to na co czekaliśmy najbardziej.


Niestrudzenie jechaliśmy dalej. Udało nam się natrafić na pierwsze fabryki. Wysiadamy z auta, robimy zdjęcia, ale wiem, że to jeszcze nie to, że to nie tak wygląda kompleks zabytkowych Dolnych Vitkovic... 



Już traciłam nadzieję, gdy przez przypadek wjechaliśmy na ślepą uliczkę, która okazała się być parkingiem kompleksu Dolne Vitkovice :D Tyle wygrać :D Uśmiech na usta, aparat w dłoń i już pędzę robić zdjęcia :D








Fajnie, co nie? :) Gdyby komuś było mało atrakcji na zewnątrz, zawsze może wybrać się do Auli Wielofunkcyjnej Gong. Kiedyś zbiornik gazu, dziś serce Vitkovic - muzeum, kawiarnia, miejsce koncertów, a nawet (przed chwilką o tym doczytałam) wesel! To jest pomysł na nietypową imprezę :) Aby stać się taką wypasioną aulą, zbiornik został odnowiony, a co najciekawsze przeszklony.  Zdjęto metalowe ściany, a na ich miejsce wstawiono szklane. Tutaj już zdecydowanie miałam "efekt wow" :)

Przeszklona i wypasiona Aula Gong :)

O ile centrum Ostrawy nie zrobiło na mnie specjalnie dobrego wrażenia, to Vitkovice wynagrodziły mi wszystko :) Zakochałam się w tym miejscu, w jego rdzy i monumentalności :) Nie wszędzie można zobaczyć tak fajne przystosowany dla odwiedzających kompleks zamkniętej fabryki czy kopalni. Więc warto, warto, warto :) Jestem bardzo ciekawa, czy zachęciłam Was do odwiedzenia Vitkovic choć troszkę? :)
Mam taką nadzieję :)

wtorek, 17 grudnia 2013

A może Ostrawa na weekend? - część 1.

Ostrawa - 14-15.12.2013

Kiedy mój chłopak zaproponował spontaniczny weekendowy wyjazd bardzo się ucieszyłam. Miał być Cieszyn, ostatecznie zdecydowaliśmy się na Ostrawę. Jedna noc, dwa dni zwiedzania, sporo chłodu i niesamowite miejsce do spania :) Bo spaliśmy... na zamku :) Konkretnie na Zamku Zabreh :) 

Wcześniej raczej stroniliśmy od takich stylizowanych miejsc, więc stwierdziłam, że raz możemy się skusić i wybrać coś niecodziennego. Nasze pokoje należały do tańszych, więc nie były całkowicie "królewskie", ale klimat "księżniczkowego" spania bardzo mi się udzielił :) Żeby dojść na poddasze, trzeba było przejść przez sporą część zamku i jego wąskie korytarze. Może nie każdy element dekoracji przypadł mi do gustu (martwe zwierzaki - brrr), ale ogólnie jestem na tak :) Dodatkową atrakcją hotelu jest kontynuowanie tradycji piwnych zamku i warzenie własnego piwa. Standardowe ceny za nocleg są tu niestety dość wysokie, ale jeśli tak jak my możecie czekać do ostatniej chwili - czekajcie. Nam w sam dzień noclegu udało się zdobyć pokój za 140 złotych razem z fajnym śniadaniem :) 140 złotych to nie najmniejsza kwota za nocleg, ale w porównaniu z aktualną stawką 340 zł to jednak tanioszka;)  


Zamkowy dziedziniec


Dla wielbicieli kosmetyków jeszcze jedna ciekawostka - hotel ma własną linię opartą na piwie. Widać, że właściciel miał bardzo spójną wizję obiektu i całego biznesu, można mu pogratulować, bo rzeczywiście wszystko układa się w całość. Kuszą nawet kąpiele w bani wypełnionej piwem :D

Z takich kotłów pochodzi zamkowe piwo :)

Zaczęłam niestandardowo od opisu hotelu, ale pobyt w nim potraktowałam jako atrakcję samą w sobie :) Teraz wrócę na normalne tory, do miasta. A to ma 2 strony: starówkową i industrialną. Nie wychodząc z zamkowego klimatu, zacznijmy od rynku, kamienic i miejskich uliczek :)

Ostrawa przez bardzo długi czas była miastem górniczym, kojarzonym tylko z wydobyciem węgla. Obecnie, po zamknięciu kopalni, miasto chce zmienić wizerunek, inwestuje w renowację zabytkowych obiektów i odchodzi od stylówki rodem z wielkiej płyty ;) Chciałam zobaczyć jak idą te starania, więc swoje pierwsze kroki skierowałam na rynek. Niestety... To miejsce nie jest ideałem w swojej kategorii... Uwagę przyciągają nie kamienice, a nowe centrum handlowe i reklamy, które na pewno nie upiększają tego miejsca ;) 

Rynek, ryneczek ;)

Wieża ratuszowa a w niej muzeum miasta

W okresie świątecznym ostrawski rynek zamienia się w jarmark świąteczny :) Budki urodą nie grzeszą, ale chyba i tak dobrze, że trafiliśmy tu akurat w czasie, gdy były ustawione, bo przynajmniej mogliśmy chwilkę pogapić się na ręcznie robione ozdoby czy smakowite jedzonko. Naszym jarmarcznym hitem okazał się Ostrawski Poncz - pachnące Bożym Narodzeniem grzane winko :D Popijane z tekturowego kubeczka było idealnym rozwiązaniem na panujący w nocy chłód :)

Budki nie były piękne, ale ich asortyment ciekawił :)

Jedna z (prawdziwie) jarmarcznych atrakcji ;)

A tak prezentuje się rynek nocą :) 

Spacerując po miejskich uliczkach nie miałam "efektu wow"... Coś mi w nich po prostu nie pasowało.... Część kamienic jest odremontowana, ale ich urodę często przytłacza zbyt duża ilość brzydkich reklam :( Są jednak wyjątki. Plac znajdujący się zaraz koło rynku wygląda lepiej i jest dużo bardziej zadbany niż on :)

Tu jest ładnie, tu chce się być :)

A i niektóre kamienice bywają piękne :)

Chociaż tutejsze uliczki nie zachwycają, o jednej mogliście już słyszeć. Mowa o ulicy Stodolni - najbardziej imprezowej ze wszystkich ulic ;) Mówi się, że jest tu największe zagęszczenie knajp i rzeczywiście jedna mieści się zaraz przy drugiej. Pytanie czy wszystkie są tak atrakcyjne... Na pewno bardzo popularne... Koło 21 zajrzeliśmy do kilku i w żadnej nie mogliśmy znaleźć miejsca :( Bardzo fajne wrażenia sprawiają jedzeniowe budki, których jest tu pełno :) Znajdziemy kebaba, kiełbaski, ale też pljeskavice :)


Ulica Stodolni - na zewnątrz pusto, w środku knajp tłum...

Miasto się stara, remontuje, ale jego starówkowa część zdecydowanie nie zdobyła mojej miłości. Zachwyciłam się jego drugą, industrialną stroną, która jest dużo bardziej naturalna dla tego miejsca :) A o niej już w kolejnym wpisie :)

czwartek, 12 grudnia 2013

Katowice - kochać je czy nienawidzić?

Katowice - 10.08.2013

Katowice. Miasto uwielbione i znienawidzone... Uwielbiane ze względu na wszechobecność kultury, imprez i koncertów, znienawidzone za szarość i industrialny charakter. Jaka jest moja opinia na temat Katowic? Nie do końca wykształcona. Obczaiłam to miasto na szybko, bez planu, bez imprezowych możliwości... Zobaczyłam przede wszystkim szerokie ulice w remoncie, na wpół nowoczesne budynki, ale też stare zaniedbane kamienice. Nowe łączy się tu ze starym. Odnowione (czy w trakcie remontu) z zaniedbanym. Z jednej strony: nowy dworzec PKP bije nowością po oczach, jest nowoczesny jaki mini lotnisko :)  Z drugiej: słynna ulica Mariacka (ta z dużą ilością knajp;) zasługuje na trochę remontu. Są możliwości, są i potrzeby :) Ale jest też ten klimat nie do podrobienia, który chyba po prostu potrzebuje czasu, aby zostać zrozumianym i pokochanym ;)

Imprezowa ul. Mariacka

I jej zaniedbana strona...


Aktualnie władze miasta zachęcają sporą kampanią reklamową do przeprowadzek do Katowic. Kuszą ofertami pracy, atrakcyjnymi mieszkaniami, kulturalnymi możliwościami. Czy byłabym w stanie zamienić moje miasto na Kato po tej wycieczce? Chyba nie... Musiałabym jeszcze się do nich przekonać, zostać tu na trochę dłużej, bo myślę, że to co najfajniejsze jest po prostu dobrze ukryte, nie do końca widoczne na ulicach. Jednak coś się tu robi, tworzy, buduje, remontuje. I chyba za to właśnie można Katowice pokochać za możliwości i chęć rozwoju :)

A jeśli już mieszkać w Kato, to gdzie indziej jak nie w Superjednostce? :)

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Dwie stolice i bonus - Wiedeń - część 3.

Dziś ostatni odcinek z Wiednia. W pożegnaniu z miastem chciałam przedstawić je niekoniecznie od strony zabytków, a bardziej od strony jego przestrzeni i smaków :) 

10. Votivkirche i pewien park :)

Świątynia o której mowa to kościół wotywny ufundowany przez Franciszka Józefa I w podzięce za cudowne ocalenie brata ;) Ot, taka kapliczka ;) Świątynia robi wrażenie, jej dwie potężne wieże widać z daleka. Ale co tam kościół! Bardziej interesowało mnie to co koło niego :) Mianowicie... Park Zygmunta Freuda! Koniecznie chciałam zobaczyć, jak wygląda i czy czymś się wyróżnia ;) Jako absolwentka psychologii po prostu musiałam to zrobić ;) I co się okazało? Że jest to miejsce zielone i popularne wśród studentów :) Z uniwersytetu jest tu rzut kamieniem, dlatego po zajęciach lub w czasie przerw chętnie spędzają tu czas :) 

Z serii fajne sprawy: w lecie co rano rozkładane jest tu 100 leżanek, które są do dyspozycji spacerowiczów :)  


Wizyta w parku wynagrodziła mi (ale tylko z lekka), to że nie mogłam zwiedzić muzeum Freuda :( Po pierwsze nie było na nie czasu, po drugie wstęp był (tak jak przystało na Wiedeń) drogawy :( 

11. Ringstraße

Ringstraße - reprezentacyjny bulwar miejski, powstały na miejscu zburzonych murów otaczających centrum Wiednia. Na jego trasie mieści się wiele ważnych dla miasta budynków takich jak ratusz, parlament czy budynki muzeów z MuseumsQuartier. Bulwar ma długość 5,2km więc ciężko przemierzać go pieszo. Można za to tramwajem ;) Skorzystałam z takiej opcji bo dzięki niej można szybko zobaczyć z zewnątrz to co najważniejsze :) Po "ringu" jeździ z tego co pamiętam specjalny turystyczny tramwaj, my jednak wybraliśmy zwykły, co wiązało się ze zjeżdżaniem w poboczne uliczki. Nie narzekam, spodobała mi się taka tramwajowa forma zwiedzania. Doskonała, gdy padasz na pyszczek i nie masz siły iść już nigdzie pieszo ;)


Szybkie ujęcie parlamentu i już jedziemy dalej :)

Tramwaj jedzie, ja robię zdjęcie... Wynik=rozmazana kamienica w bocznej uliczce;) 

12. Wąskie uliczki

Gdy myślę o Wiedniu widzę szerokie ulice, duże place, przestrzeń :) Ale jak widać na zdjęciu, możemy trafić także w mniejsze uliczki. Czasami nawet spotkamy w nich skarby z przeszłości :)



Nie wiem, co autor miał na myśli, ale nawet bez zrozumienia wygląda groźnie :P

13. Wiedeńskie przysmaki

Nie skusiliśmy się na wiedeńskiego sznycla w promocyjnej cenie 15 euro, nie zjedliśmy strudla w staromodnej kawiarni... Zaopatrzyliśmy się za to w dużo austriackich słodyczy :D Czułam się usatysfakcjonowana, mój brzuszek też ;) 

Czekoladki "Mozarty" można czasami spotkać w polskich delikatesach, w Austrii są jednak dużo tańsze. Z pobieżnego researchu wynikło, że najlepsze ceny słodyczy poniższej marki są w jej sklepie firmowym znajdującym się zaraz koło katedry św. Stefana :)


Pychotkowe "Mozarty", mmm :)

Manner w wersji vintage :)

I tak "słodko" kończy się moja relacja z Wiednia ;) Gdybym miała zwiedzać miasto raz jeszcze to pewnie: 
- zaplanowałabym wyjazd na dłuższy czas i dzięki temu zwolniła tempo,
- ubrała się cieplej bo bardzo tam wieje ;), 
wyskrobała więcej pieniędzy na Hofburg i Schönbrunn, 
- odwiedziłabym Freuda :(
- lepiej zorientowała się w mapie miasta, by mieć w nim większe rozeznanie :)

Na pewno udało mi się:
- styknąć termin wyjazdu z darmowym, niedzielnym zwiedzaniem muzeów,
- znaleźć fajny hotel w rozsądnej cenie, bardzo blisko metra,
- zwiedzić tak dużo jak tylko się dało w 2 i pół dnia :)

Czy chcę więcej? Tak! I już myślę nad tym w jakie fajne miejsce na Węgrzech można się wybrać, by zobaczyć coś nowego, ale by do Wiednia był przy okazji rzut kamieniem ;)

czwartek, 5 grudnia 2013

Dwie stolice i bonus - Wiedeń - część 2.

Kontynuujmy wycieczkę po Wiedniu :) Mały Dusigrosz zaprasza do czytania i oglądania ;)


6. Pałac Schönbrunn 

Na początek zaczniemy od położonego na obrzeżach miasta wiedeńskiego must'a (ach te rymy :P) czyli pałacu Schönbrunn :) Budynek ma ponoć 1400 sal, ale w ramach zwiedzania można oglądać tylko 40 z nich. Pałac jest mega śliczny i trudno uwierzyć, że ta wielka budowla na początku była tylko dworkiem. Do wypasionego stanu doprowadziła go dopiero Maria Teresa za co ładnie jej dziękujemy :)


Schönbrunn od strony ogrodów

Dokoła pałacu znajduje się park, który można zwiedzać bezpłatnie. I tutaj uwaga: jeśli chcecie zwiedzać i wnętrza i park, park zostawcie sobie na koniec. Jest wielki! Nas wycieczka po zieleńcu wykończyła, a dodatkowo zajęła tak dużo czasu, że ostatecznie zdecydowaliśmy się zrezygnować ze zwiedzania pałacu w środku :( Motywem dodatkowym decyzji była też cena wejściówek. Najtańszy program zwiedzania kosztował 10,5 euro i zawierał w sobie wycieczkę po 22 salach. Najdroższy program to pełen wypas, za 40 euro: zwiedzimy pałac, zamknięte ogrody, zoo (najstarsze na świecie!), powozownię, palmiarnię, zielony labirynt, Gloriettę, a dodatkowo weźmiemy udział w pokazie robienia strudla. Jak widać zwiedzanie na wypasie, ale dla mnie jego niektóre elementy są troszkę naciągane... 

Nawet teraz wkurzam się, że nie zobaczyłam tych wszystkich skarbów ukrytych w środku... :(

Fontanna w pałacowym ogrodzie

Glorietta została wybudowana dla upamiętnienia zwycięstwa nad Prusami.
Ze wzgórza roztacza się piękny widok na pałac i miasto :)

7. Prater

Pozostajemy poza centrum :) Prater trzeba zwiedzić dwa razy: w dzień, kiedy dostępne jest jego muzeum oraz w nocy, kiedy trwa tu najlepsza zabawa! Światła, muzyka, śmiech, hałas, wow, można dostać zawrotu głowy. A już zwłaszcza gdy niespodziewanie sika na Ciebie wielka, plastikowa kobra (tak, zostałam oblana przez dekorację jednej z atrakcji parku i tak, przestraszyłam się :P)... Zajrzyjcie tu nawet jeśli nie chcecie korzystać z żadnych wesołomiasteczkowych urządzeń, warto :)


Się świeci, się bawi :)

Przykładowe maszyny śmierci ;)

8. Gasometry

Poza centrum warto skusić się na jeszcze jedną, dość nietypową atrakcję - gasometry :) Co to? Gasometry to zbiorniki gazu, każdy o pojemności 90 000 m3. Mimo że obecnie nie są używane w zgodzie ze swoim pierwotnym przeznaczeniem, doskonale sprawdzają się w innych rolach. W gasometrach znajdziemy mieszkania, akademiki, kino, sklepy. Do środka można wejść za darmo. Ciekawa opcja dla osób szukających nietypowych zabytków :)



9. Hundertwasserhaus 

Jeśli jesteśmy w temacie ciekawych budynków to obowiązkiem jest przedstawić Hundertwasserhaus :) Ta skomplikowana nazwa kryje za sobą osobliwy dom projektu malarza Hundertwassera. Budynek zbudowano tak, by zaprzeczyć symetrii, kątom prostym, jednolitości :) Fasada budynku jest różnokolorowa, na balkonach rosną drzewa a ściany są krzywe. No po prostu wszystko jest na opak ;) Podobno mieszkania w kamienicy sprzedały się bardzo szybko, jednak gdy budynek stał się popularnym turystycznym miejscem, kupcy pożałowali swej decyzji. Wcale się nie dziwię... Mieć pod oknami rozwrzeszczane grupy turystów to chyba nic miłego :( 

Jeśli nie będziemy mieć możliwości zwiedzenia budynku ani jego muzeum, możemy za darmo wczuć się w klimat domu w sklepiku z pamiątkami usytuowanym na wprost kamienicy. Zobaczymy tu kopię wnętrz Hundertwasserhaus a także będziemy mogli kupić pamiątki (niektóre plakaty były naprawdę spoko :)

Kolorowa i "liściasta" fasada budynku

Tutaj nawet chodnik jest z zamierzenia nierówny :)

Koniec części drugiej, nadal nieostatniej ;)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Dwie stolice i bonus - Wiedeń - część 1.

Wiedeń - 7-9.10.2012

Wiedeń to swego rodzaju ideał wśród miast, który posiada jeden poważny minus... Jest mega drogi... Pod względem noclegu, wstępów, jedzenia :( Dla osób takich jak ja - które wolą podróżować "po taniości" - stanowi swego rodzaju zagadkę. Rozkmina brzmi: jak zorganizować wycieczkę, żeby była ekonomiczna, a przy tym dalej wypasiona? Myślę, że udało mi się sprostać takiemu wyzwaniu :) Pomyślałam, że dziś pokażę Wiedeń nie tylko od strony popularnych zabytków, ale z punktu widzenia małego dusigrosza ;) Oto relacja z Wiednia z subiektywnymi radami dotyczącymi oszczędzania ;)

1. Muzeum miejskie i jego oddziały

Zacznę nietypowo właśnie od muzeów z dwóch powodów. Po pierwsze Wiedeń jest nazywany miastem muzeów. Jest ich tu rzeczywiście sporo, wiadomo jedne są ciekawsze inne mniej. Wszystkie niestety dość drogie :( Tu pojawia się powód drugi - radosny dla takich skąpców jak ja ;) Jeśli nastawiacie się na zwiedzanie wielu muzeów, zaplanujcie podróż na pierwszą niedzielę miesiąca :) Wtedy oddziały muzeum miejskiego są dostępne całkowicie za darmo :) Takim sposobem udało nam się zwiedzić:
  • Oddział Główny Muzeum przy Karlsplatz - 8 euro na plus
  • Muzeum zegarów - 6 euro 
  • Romermuseum - muzeum czasów romańskich - 6 euro w kieszeni, gdybym zapłaciła za wstęp byłabym bardzo rozczarowana - nudy, nudy, nudy...
  • Muzeum Parku Rozrywki Prater - 4 euro
Ze wszystkich oddziałów najbardziej spodobało mi się Muzeum Prateru. Jeśli ktoś liczy na nietypową wystawę to ta będzie idealna :) Niestety to tylko jedna salka. Dużo więcej możemy zobaczyć w Oddziale Głównym. Historia Wiednia i dzieła sztuk w takiej ilości, że w głowie może się zakręcić ;)

Za darmo można zobaczyć też: muzeum Hermesvilla, muzea muzyki i pawilon Otto Wagnera :) To tak słowem darmowego wstępu ;) Jeśli przejdziemy do zabytków usytuowanych w centrum robi się troszkę gorzej-drożej ;) 

2. Kompleks Hofburg 

Pałac Hofburg dane nam było podziwiać tylko z zewnątrz, bo ceny biletów lekko przerażały... Wiadomo, było mi żal, ze nie mogę zajrzeć do tych pięknych sal, ale zewnętrza budynków wynagradzały wiele :) Dobrze, że można za darmo poplątać się po dziedzińcach, tarasach i parkach to wynagradza choć troszkę ;) I tutaj notka na przyszłość - 2 i pół dnia na Wiedeń to zdecydowanie za mało :( W takim czasie można przebiec przez miasto, ale na pewno nie poznać je dokładnie...

Pałac Hofburg - chce się więcej niż oglądać go tylko z zewnątrz ;)

Przebiegając przez teren pałacu prawie skusiłam się, żeby zajrzeć do Muzeum Sissi...

Chwilka odpoczynku w pałacowym ogrodzie i już zbieramy się dalej ;)

Kolorowe schodki prowadzące do Albertiny - galerii sztuki. Każdy robi im zdjęcie :D

3. Katedra św. Stefana  przy Stephanplatz

Stephanplatz stał się dla mnie centralnym punktem miasta do którego odnosiłam dalsze trasy i w którym spędziłam nocne godziny wyjazdu ;) To tu tętni turystyczne życie, tu bez problemu znajdziemy kiczowate (i te troszeczkę mniej) pamiątki, drogie restauracje ale i tanie fast-foody (dzięki za nie!). 

Sama Katedra to bez wątpienia symbol miasta, a jej kolorowy dach jest tak piękny, że często samodzielnie przedstawiany na zdjęciach :) Wstęp do kościoła jest darmowy, ale chętnych tylu, że zwiedzanie odbywa się w ekspresowym tempie :( Nie wiem jak szybko przeszliśmy przez wnętrze, ale nie zapamiętałam z niego nic... Szkoda, bo  to przecież największy kościół w kraju... 

Katedra uchwycona pod zdecydowanie zbyt dziwnym kątem ;)

Komu dorożkę (za prawdopobnie jedyny tysiąc euro;)?

Stephanplatz czyli nowe i stare razem. 
"Tak czy nie" dla takiego rodzaju nowoczesnego budownictwa w samym centrum?

4. Ratusz

Obiekt obowiązkowy na trasie każdej wycieczki, chociaż można zwiedzać go najczęściej tylko z zewnątrz. Czemu obowiązkowy? Bo piękny, taki koronkowy, a przez to wyjątkowy ;) Nie znam się sztuce, ale te sklepienia żebrowe też są niczego sobie ;) W czasie naszej wizyty miejsce było tak ciche i spokojne, że aż zachęcało do krótkiego odpoczynku na jednej z drewnianych ławek. Nie wiem czy cicho jest tu na codzień czy po prostu my mieliśmy takiego farta ;)

Ratusz ogólnie z dala...

... i w szczegółach, całkiem z bliska ;)

5. Museumsquartier

Museumsquartier to kompleks ponad 20 muzeów zajmujących łącznie powierzchnię 60 tys. m2. W zbiorach muzeów znalazły się dzieła klasyczne, nowoczesne, ale też nie zawsze oczywiste - takie jak zbiory Muzeum Dziecięcego. Nie pałam specjalną miłością do sztuki, nie skusiłam się więc na wejście do środka obiektów, ale kompleks sam w sobie po prostu trzeba zobaczyć! Bryły budynków i przestrzeń są zagospodarowane genialnie! Naprawdę wielkie brawa :) Tu czuć sztukę. A kolorowe leżanki po prostu zdobyły moje serce od razu :)

Oto Mumok - muzeum sztuki współczesnej i zarazem moja ukochana wiedeńska nazwa :D

Taka sztuka ;)

A tak pomalowane były ściany w jednym z przejść pomiędzy budynkami :)

Koniec części pierwszej, nieostatniej ;)